For many years now, my basic and most trustworthy craft technique has been crocheting - I've learned it first, taught by a boy who lived in the same building, when we were 7 or 8 years old :) It's always been almost intuitive for me, probably because of said early start - if you teach a child something, they will learn 3x faster than the adult and remember some bits and pieces of what they've learned for the rest of their life.
Cała zabawa polega na tym, że niemal zawsze preferowałam efekty, które można uzyskać na drutach - nie chcę wdawać się w starą jak świat debatę, która technika jest lepsza. W tej chwili mamy do czynienia z praktycznie przenikaniem się tych dwóch, zdawałoby się, wrogich sobie 'obozów' - slip stitch i tunisian crochet które niemal idealnie udają druty, wykańczanie wzorów drutowych koronkami szydełkowymi, knooking (robienie na drutach za pomocą szydełka) i inne tego typu techniki święcą coraz większe triumfy, jeśli wie się w który kącik internetu zajrzeć.
The problem is, I've almost always preferred results you can achieve with knitting - I do NOT want to get into the whole knitting vs crochet debate right now, as both 'camps' are basically converging nowadays. You can achieve very knit-like effects with slip stitch and tunisian crochet, knitters embellish their patterns with crochet lace, knooking (knitting with a crochet hook) is getting more and more popular - you just need to know where to look for those innovations.
Na czym polega problem, dla mnie osobiście? Jestem, jak to się mówi, dziergaczem procesowym, nie efektowym (process / result) - dziergam, rękodzielę, frywolę, bo sam proces tworzenia sprawia mi ogromną przyjemność. Praktycznie nie noszę własnych wyrobów, często mam problem z wykończeniem ich (np. zblokowaniem) i często lądują w szufladzie bo z różnych względów nie chcę póki co ich sprzedawać.
What's the problem for me personally? I'm a process, not result, crafter - I craft, crochet, tat, because the mere act of creation is pleasant for me. I don't actually wear my creations, it's difficult for me to find motivation to add the finishing touches (blocking etc.) and finally they quite often end up in a drawer somewhere cause for many reasons I don't want to sell them (yet).
Robienie na drutach nie jest dla mnie przesadnie przyjemne - nie przychodzi mi ono naturalnie, jak szydełko, nie złapałam go w miesiąc z czystego samozaparcia jak frywolitkę. Mimo to mam nadzieję, że prędzej czy później wyuczę swoje mięśnie wystarczająco, by być w stanie wykonać coś bardziej skomplikowanego niż stockinette - które na razie idzie mi boleśnie powoli i brnę dalej tylko dlatego że efekt jest tak wyraźnie inny niż na szydełku że jestem absolutnie zafascynowana.
Knitting is not overly pleasant for me - it's not natural, like crocheting, I didn't learn it in a month using sheer force of will, like tatting. Still, I hope sooner or later I'll manage to get enough muscle memory to do something more sophisticated than stockinette - which is so far painfully slow and I keep going because the result is so obviously different than crochet that I'm utterly fascinated.
Skąd ten nagły wybuch szczerości? Wczoraj spełniłam jedno ze swoich skrytych marzeń i nabyłam zestaw początkowy drewnianych drutów KnitPro na żyłce - częściowo ze względów ekonomicznych. Zwykłe chińskie, teflonowe, druty na żyłce kosztują w pasmanterii 15-20zł; KnitPro, będące w porównaniu do nich niczym mercedesy do malucha, kosztują około 30zł jeśli policzysz osobno żyłkę, 20zł jeśli żyłkę już masz. Częściowo dlatego, że cała zabawa z KnitPro polega na tym, że elementy są wymienne - odkręcasz druty i wykorzystujesz żyłkę do innego zestawu, albo odkręcasz żyłkę z robótką i wykorzystujesz druty do innej robótki - magia! Częściowo wreszcie dlatego, że wyznaję zasadę, że na hobby nie należy oszczędzać - zwłaszcza nie na hobby, które w przeliczeniu na godziny zabawy jest tak śmiesznie tanie.
Where is this coming from? Yesterday I made one of my dreams come true - I bought a starter kit of wooden, cabled KnitPro needles - partly because it's just a good investment. Cheap Chinese teflon cabled needles cost somewhere around 15-20zł (5-7$ / 4-5€) in a LYS - KnitPro, being incomparably better, cost 30zł with a cable or 20zł without one. Another reason is the whole KnitPro idea that the parts are interchangeable - you can disassemble the set and use the needles for another project, while the previous one is still on the cable; or you can just take out different needles when you need them without a fuss. Also, I believe you shouldn't economise when it comes to hobbies - especially not when you calculate how ridiculously cheap knitting/crocheting is by the hour of fun.
Dochodzimy wreszcie do KnitPro - są kolorowe. Mogę się bawić na zasadzie dobierania osobno rozmiaru drutów, długości żyłki, rodzaju drutów (metal, plastik, drewno) czy nawet techniki (do tej samej żyłki mogę przyłączyć szydełko i wykonać coś w technice tunisian crochet). Żyłka jest zdecydowanie miększa niż ta w teflonowych chińczykach, więc mniej denerwująca (zwłaszcza gdy jesteś przyzwyczajony do szydełka, gdzie żadna żyłka ci się nigdzie nie szlaja). Wreszcie same druty, drewniane - nie klikają, nie stukają, nie spadają z nich oczka - to już moja osobista preferencja do drewna zamiast metalu. Porównanie do nieszczęsnych chińczyków - samochód wyścigowy kontra rozterkotana motorynka. Niby tym i tym dojedziesz, ale jeśli chodzi o przyjemność podróży... ;)
Finally we get to KnitPro. They are colorful. I can mix and match - needle size and type (metal, plastic, wood), cable length, even craft (I can attach a crochet hook to the cable and use it to make something tunisian). The cable is definitely softer than the chinese one - which is a good thing, if you're not used to having a cable at all, being a crocheter. The needles themselves - wooden - don't click, don't make a sound, don't loose loops - here my personal preference for wood over metal comes to play. If you try to compare them to sad, sad Chinese needles - it's like comparing a race car to an old moped - both will get you where you're going, but oh, the pleasure of the ride... ;)
Nie znaczy to, że nie boli mnie nieprzyzwyczajony do trzymania druta zamiast włóczki serdeczny palec lewej ręki. Nie znaczy to, że dziergam szybciej - nie dziergam, póki co zbyt często zatrzymuję się żeby podziwiać efekty swojej pracy. Nie znaczy to wreszcie, że nagle zacznę robić zaawansowane wzory typu koronki - do tego, obawiam się, bardzo mi jeszcze daleko. Jednak biorąc pod uwagę, że do rękodzieła mam podejście z gatunku 'że niby mi się nie uda?!', to prędzej czy później zacznę eksplorację nowych terytoriów, jak choćby ściegi które wymagają zmieniania rodzaju oczka częściej niż co cały rządek ;)
This all doesn't mean my left ring finger doesn't hurt like hell, not being used to holding a needle instead of just feeding yarn. It doesn't mean I knit faster - I actually don't, since I stop all the time to admire my work. It doesn't mean I'll suddenly start making advanced patterns, i.e. lace - that is very far away, I'm afraid. But, considering that my approach to new crafts is basically 'who if not me?!' - sooner or later I will start exploring new territories, like patterns that require me to change a stitch mid-row ;)
No comments:
Post a Comment